piątek, 1 sierpnia 2014

Dzień 1. Pierwszy raz za granicą autostopem. Praga, Republika Czeska

Pierwszy raz za granicą autostopem i pierwszy raz za granicą zdany tylko na siebie.

I tak oto marzenie staje się faktem!

   Wczoraj postanowiłem, że pora ruszać w drogę z pierwszym dniem sierpnia (łatwiej będzie liczyć :D). Ale właściwie jeszcze przedwczoraj, zaszły "drobne" zmiany w planowanej przeze mnie trasie...

   Początkowo miałem jechać prosto i bez konkretnych celów po drodze, a mianowicie przez Ostrawę, a dalej już w sumie prosto na Słowację i do Želiezoviec . Czyli normalna droga, prowadząca do celu. Jednak wspomnianego dnia ciocia poleciła mi Pragę, gdzie już kiedyś była i mówiła, że jest pięknie, a także poleciła mi tę właśnie drogę, jako prawdopodobnie szybszą do pokonania autostopem. Oczywiście tak się napaliłem, że innej decyzji nie chciałem już podejmować, jak tylko ustalać nową trasę przez stolicę Czech. Mama nie miała nic przeciwko, a nawet więcej - napisała do mnie na facebooku, żebym jechał "tak, jak uważam". Więc słysząc w głowie "jak szaleć, to na całego", ustaliłem, że między Pragą, a Słowacją dorzucę jeszcze stolicę Austrii - Wiedeń. Być tak blisko i nie zajechać?! 😀


Planowana trasa. (Ku mojemu zdziwieniu - przejechana dokładnie tak samo!)


 Waluta wymieniona. I takie złudne uczucie bogactwa...


   Zrobiłem już wszystkie najpotrzebniejsze zakupy na podróż i w piątek, 1. sierpnia 2014 roku o godzinie 11:35 łapałem już stopa na przystanku niedaleko Chrzanowa, na wylotówce z Wrocławia na Kudowę-Zdrój. Stanąłem, zrzuciłem plecak, uśmiechnąłem się bardziej z wszechogarniającego mnie szczęścia, niż do kierowców i uniosłem wreszcie kciuka, oraz karton z napisem "PRAHA".

   Po ok. 5 minutach zatrzymał się Pan, jadący do Kłodzka. Podziękowałem. Chciałem po prostu dotrzeć jak najszybciej do Pragi, żeby jeszcze trochę pozwiedzać. Mniej więcej po 25 minutach stania zatrzymała się cysterna na praskich numerach. Czech nie jechał jednak do Pragi, ale uzgodniliśmy, że wysiądę na granicy, gdzie ten musi postać z 40 minut. Z pierwszym kierowcą specjalnie dużo nie rozmawiałem. Nie to, żeby była jakaś bariera językowa, bo takowa w przypadku rozmowy Polaka z Czechem lub Słowakiem z reguły nie występuje, plus jeszcze moja podstawowa znajomość słowackiego dałaby w miarę poskładaną logicznie rozmowę. Aram polecił mi tylko czeskie piwo i dziewczyny. O zaletach pierwszego słyszał chyba każdy, a jeśli o kobiety chodzi, no cóż... "To jest ta słowiańska krew" ;)

   Wysiadłem na stacji benzynowej jakieś 100 metrów od granicy. Postanowiłem przekroczyć ją na piechotę i tam dopiero łapać dalej. Korzystając jeszcze z zasięgu polskiej sieci komórkowej zadzwoniłem do rodziców i dziadków zdać relację :D. Koniecznie chciałem sobie zrobić selfie przy znaku "Česká republika". Nie to, żebym próbował wpasować się w czasy współczesne, ale najsensowniej jest to najprostszy sposób na zdjęcie w fajnym miejscu, gdy niestety jest się samemu. W końcu byłem w Czechach. Ogarnęło mnie takie niesamowite uczucie, że właśnie zaczynam osiągać coś pięknego. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę się już zaczęło!!! :)))
Na prawdę pojechałem. I właśnie przekraczam granicę, opuszczając na kilka dni Rzeczpospolitą!
Przejście przez granicę było dla mnie wzruszającym momentem, podczas którego śmiałem się do siebie jak głupi. Głupi, ale naprawdę szczęśliwy 😀.




   Poszedłem na parking jakiegoś większego marketu zaraz przy granicy i próbowałem tam pytać. Było sporo Polaków i ludzi z Pragi też. Ale podejrzanie każdy jedzie w przeciwnym kierunku... Spotkałem też trójkę młodych autostopowiczów z Polski, których cel był taki sam jak mój. Łapali na drodze mniej więcej od półgodziny. Postanowiłem zrobić to samo, więc stanąłem kulturalnie 50 metrów za nimi. Im udało się wydostać po jakiejś godzinie. Mnie jakoś 10 minut po nich. Czech, którego imienia nie pamiętam, podwiózł mnie tylko paręnaście kilometrów od granicy. Wysadził mnie na zjeździe na stację benzynową, gdzie po 15 minutach mogłem jechać dalej.

   Było już po 17-tej i szczerze się jakoś bałem, a raczej denerwowałem, że nie dojadę dziś do Pragi. Wtedy w aucie zdarzyło mi się nawet delikatnie przysypiać. Wysiadłem na stacji benzynowej już przy autostradzie przed Pragą, więc musiałem pytać tam. Stało z 5 samochodów i TIR. Na szczęście już pierwsza odpowiedź na moje pytanie: "Przepraszam, idete do Prahy?" zabrzmiała twierdząco. Radek i Baška podwieźli mnie już w okolice metra w dzielnicy Praha 9. Było po 18-tej. Długo się zastanawiałem, co robić dalej: iść do centrum, jechać tam komunikacją miejską, czy póki jestem na obrzeżach iść gdzieś rozbić namiot, a zwiedzanie przełożyć na jutro.

   Wybrałem pierwszą opcję. Czekała mnie prawie 10-kilometrowa trasa pieszo przez nieznaną mi stolicę Czech z 15-kilogramowym plecakiem podróżnym, ale na szczęście z nawigacją GPS w telefonie. Szedłem przez opuszczone jakby uliczki, mini-lasy, mini-łąki, osiedla mieszkalne... Robiłem coraz częstsze przerwy, zjadłem kolację: 3 kanapki z serem, marchewkę, trochę irysów oraz mirabelki i jabłko z napotkanych po drodze drzew. Musiałem zostawić w krzakach jedną z dwóch butelek wody, bo w plecaku mi się nie mieściła, z tych "sznureczków z tyłu plecaka" wypadała, a w ręku ją nieść niewygodnie. Po kilkudziesięciu minutach poczułem, że moje nogi nie były przyzwyczajone do takich warunków, a kręgosłup tym bardziej. Po drodze szukałem już nawet miejsca, gdzie mógłbym się przespać.


   Ale się nie poddałem. W końcu doszedłem na upragnioną praską starówkę. Duma mnie rozpierała. Gdy pewna Brytyjka zrobiła mi zdjęcie ze smutnym Chaplinem za witryną muzeum figur woskowych a'la Madame Tussauds, udałem się do serca Starego Miasta.


Bruce



Nasz czeski przyjaciel z dzieciństwa ;)


   Było już około północy, a tutaj wciąż wszystko tętniło życiem. Znaczy się właściwie wszystko było pozamykane, ale ludziom to i godzina najwyraźniej nie przeszkadzały, bo jak gdyby nigdy nic, urządzili sobie zbiorowy piknik. Porozsiadali się na całym placu w grupkach, wzięli jedzenie, piwo, karty, gitary i tak sobie siedzieli. Było głośno, niektórzy śpiewali w różnych językach... Wszystko tworzyło tak niesamowity klimat Starego Miasta.
   Ja postanowiłem poczuć się "tutejszo", więc też usiadłem. Seria selfies, rozmowa z mamą, zdjęcia, filmiki...
   Jak tu jest w nocy mega. Po prostu mega. Cały czas dzieje się coś dookoła i jest bezpiecznie, bo policja cały czas autkiem patroluje. Można by tu tak całą noc przesiedzieć...

   Tak też postanowiłem zrobić. Przynajmniej nie musiałem się już martwić o znalezienie noclegu. Usiadłem wygodnie na ławce i wtedy wpadłem na pomysł, aby zacząć coś pisać w specjalnie zakupionym na podróż zeszycie. Tak więc siedzę, piszę to, co właśnie czytasz i podziwiam: ładne kamieniczki dookoła, zza nich wystaje po lewej wysoki, strzelisty, podświetlony mrocznie kościół w stylu gotyckim. Jakoś po 1. w nocy przestał się świecić i teraz wygląda jeszcze bardziej tajemniczo. Po prawej Ratusz Staromiejski, pięknie rzeźbiony, z wieżą i dużym zegarem na niej. Z tyłu ogromny pomnik czegoś, czego w środku nocy nie jestem w stanie rozpoznać. Z tyłu po prawej jeszcze jeden duży kościół, barokowy, ale ten jakby w trakcie renowacji.
   Dziwne jest dla mnie to, że Czesi, nasi sąsiedzi i Słowianie, są jednym z najbardziej zateizowanych narodów na świecie, bo aż 65% populacji tego kraju deklaruje ateizm, podczas gdy za praktykujących katolików uważa siebie ledwo 5% Czechów.
   Przede mną kamieniczki i plac ze zbiorowym piknikiem. Bosko! Tyle optymizmu w tym miejscu. Godzina 2 w nocy, słychać różne języki, muzykę...


Na pikniku


   Pisząc właśnie o staniu na wylotówce na Kudowę, usłyszałem nade mną:
- Good afternoon...
Dwóch chłopaków, na oko w moim wieku, chciało się dowiedzieć, co takiego piszę, potem czym podróżuję, czy się nie boję, skąd jestem itd.. Okazało się, że Tomáš i Jakub są Czechami, a konkretniej pochodzą z miejscowości Hradec Králové, którędy z resztą przejeżdżałem. W Pradze śpią w hotelu i postanowili wyjść na starówkę w środku nocy i w najlepsze zabawić się w Brytyjczyków. Dałem im tę satysfakcję i rozmawialiśmy po angielsku, chociaż w swoich ojczystych językach moglibyśmy dogadać się równie dobrze. Zaproponowali wspólną wycieczkę po starówce, ale w końcu i tak wyszło, że musieli już być w hotelu.


   Praska starówka w nocy jest idealnym miejscem, żeby kogoś poznać, z kimś pogadać, poćwiczyć języki obce... Co chwilę ktoś do kogoś dołączał i towarzystwa się powiększały. Jakoś ok. 3 nad ranem przysiadł się do mnie na ławkę typowy starszy pan z zachodu, z białymi włosami. Palił fajka za fajkiem i nagle zaczął temat:
- Dużo tu się dzieje - powiedział po angielsku.
- Oh, yes - odpowiedziałem z braku lepszego pomysłu.
- Skąd jesteś? - ciągnął dalej.
- I am from Poland.
I tak przez 10-15 minut. Dowiedziałem się, że Pan jest z Irlandii i żebym tam nie jechał, bo drogo.
I że się zdziwił, ale był pełen podziwu, słysząc opis mojej podróży. I że musiał iść już, bo późno, i że miło się rozmawiało. Miły pan, i ciekawy, doprawdy.
   Jeszcze przed wyjazdem postawiłem sobie 2 jego główne cele: poznanie siebie i świata, oraz nauka języków obcych.  Świetnie! :)

   Jest za dziesięć czwarta. Na placu już nikt nie siedzi. Teraz chodzą, siedzą na ławkach, ewentualnie poszli do domu. Chowam zeszyt i ruszam na Karlův most, czyli słynny Most Karola. W sumie już trochę odpocząłem. Pomyślałem, a raczej postanowiłem sobie, że muszę tu jeszcze wrócić na dłużej, z możliwością zobaczenia innych ciekawych miejsc, których tutaj jest pod dostatkiem. Praga oceniona zdecydowanym plusem :).



Chyba najbardziej znane miejsce w Pradze - Karlův most, czyli Most Karola z XV. wieku.




 Widok na Pražský hrad z Mostu Karola, ok. 5 rano.

 Wzdłuż mostu stoją po obu stronach figury m. in. świętych.

Wśród nich spotkałem Świętego Krzysztofa - mojego patrona. 
Patrona kierowców i podróżujących ;)


Pražský orloj - czyli słynny zegar astronomiczny z 1410 roku 
na ścianie Ratusza Staromiejskiego.


 Żandarm w Pradze



Na koniec dorzucam garstkę czeskiego humoru ;)



 To nie jest literówka ;)


Magia języka czeskiego :D



Pomysłowe! :D