środa, 15 lipca 2015

Dzień 5. Spacer po Wenecji oraz Włochy po polsku

Przed śniadaniem pan Sergio po jako-takim angielsku, a pani Cecilia po włosku wytłumaczyli mi, że pani Cecilia podwiezie mnie w miejsce, gdzie już pojadę sobie do Wenecji, czy jakoś tak. Nie do końca zrozumiałem, ale kiwnąłem głową, powiedziałem "grazie" i udaliśmy się na śniadanie.

Po śniadaniu pożegnałem się z panem Sergio i z Davidem, którzy gdzieś pojechali, dałem im pocztówkę z Białegostoku a kierowcy otwieracz do piwa z napisanym jakimś zdaniem po polsku. Wymieniliśmy się także adresami, numerami oraz mailami.

Widok z okna sypialni ☺

Okej, odkąd każdy mi zaczął odradzać Wenecję, bo jest piekielnie droga, odrzuciłem jej zwiedzanie z mojego planu. Ale plany są po to, żeby je zmieniać. Więc pomyślałem, że jak jakoś tam trafię to na trochę zostanę, a jak nie, to analogicznie nie zostanę. 

Skorzystałem jeszcze z Internetu, po czym powiedziałem, że jestem gotowy. Dostałem butelkę zimnej wody i zimnego energetyka, pożegnałem się z domem i poszliśmy do auta. Jedziemy sobie gdzieś, pani Cecilia mówi do mnie po włosku, raz na jakiś czas wplątując angielskie słówka, a mimo to jakoś się rozumiemy. A ja czuję, jakby pani Cecilia została moją ciocią. 

Nagle w centrum jakiegoś miasteczka zatrzymujemy się na parkingu.
Rozglądam się dookoła i widzę... dworzec kolejowy. Pani Cecilia mówi, że to już tu, że wysiadamy. Okeeej... Tak to jest, kiedy nie rozumiejąc obcego języka potakuje się na wszystko i udaje się, że wszystko zrozumiano. Najprościej pisząc - zostałem wsadzony w pociąg do Wenecji. Poprosiłem panią Cecilię, żeby zaczekała ze mną, bo szczerze mówiąc trochę się stresuję. No nieźle, autostop idzie na luzie, a pociąg przyprawia mnie już o stres. Powiedziałem "grazie mille mille mille mille" i kilka chwil później siedziałem w pociągu. Pomachałem pani Cecilii, pani Cecilia mi odmachała, a mi trochę smutno się zrobiło, że tak szybko minął ten czas. I nie chodzi mi o jakiś tam wikt i opierunek. Po prostu niesamowita rodzinka!!!

W pociągu poznałem Simonę z Mediolanu. Przegadaliśmy całą drogę do Wenecji. Wymieniliśmy się numerami, gdyby któreś z nas potrzebowało pomocy w Mediolanie lub... w Czarnej Białostockiej 😀. Zostałem zaproszony nawet na noc, gdybym trafił do Mediolanu mam po prostu zadzwonić. Simona wysiadła stację przede mną, jeszcze w części lądowej Wenecji, a ja pojechałem dalej prawie 4-kilometrowym mostem na główną wyspę.

Wenecjaaa, ja nie mogę przecież to Wenecjaaa! 😀
A ja sobie tutaj jestem!!! 
😀

Żeby zostawić w przechowalni swój okropny plecak, musiałem zapłacić co najmniej 8 euro. Oo nie, jeśli jakichś pieniędzy można nie wydać, to lepiej ich nie wydawać. Ciężko było i mało przyjemnie, ale musiałem wziąć plecak na zwiedzanie Wenecji ze sobą. Wszelkie gondole, czy tramwaje wodne nie wchodzą w grę oczywiście i wiadomo, że chodzi o euro. Zanim przeszedłem pierwszym mostem, udałem się do kościoła. Chciałem trochę się za siebie pomodlić, oraz podziękować za to, co mnie do tej pory spotkało, i za to że tu jestem oczywiście! Kościół to takie miejsce, że jakkolwiek daleko od domu nie jestem, czuję się w nim blisko Boga, spokojnie i bezpiecznie, jak u siebie.

W końcu ruszyłem na pierwszy most. Moim planem było dojście do placu Św. Marka (Piazza San Marco) i powrót, ponieważ na więcej z plecakiem nie chciałem sobie pozwalać. Na miejscu spotkałem grupę turystów z Polski razem z polskim przewodnikiem. Fajnie tak :).

Wenecja leży na wielu wyspach, częściowo także na stałym lądzie. Główna wyspa, na której się zatrzymałem, jest najstarszą częścią Wenecji, której głównym placem i - można powiedzieć - centrum Wenecji jest właśnie Piazza San Marco - czyli Plac Świętego Marka, przy którym znajduje się bazylika Św. Marka, oraz dzwonnica Św. Marka :).

Wiem, że Wenecja kryje w sobie niesamowicie dużo piękna i estetyki w szczegółach. Niestety tym razem nie mogłem sobie pozwolić na więcej, a tylko spokojne błąkanie się uliczkami i podziwianie pozwoliłoby to wszystko poznać. Trzymam się myśli, że jeszcze tu wrócę, z większymi możliwościami :).

Prawie jak gondolier w tym pasiaku :D



Po prawej widzimy "vaporetto" - czyli wenecki tramwaj wodny :)

Wąskie uliczki, kanały, mosty, wąskie uliczki, kanały, mosty...

Tak dokładnie działa wyobraźnia na słowo "Wenecja".
W rzeczywistości naprawdę tak wygląda, 
ale nie na gondolach się kończy :)




Nie tylko z kanałów Wenecja słynie!
Słynne, być może już kiczowate maski weneckie ze słynnego karnawału weneckiego
można dostać w każdym sklepie z pamiątkami :)

Nawet kiedy człowiek się zgubi, na San Marco zawsze dojdzie 😀
Tabliczka wskazująca drogę "PER S.MARCO" także stała się jednym z symboli Wenecji :)


Każdy wie, że po Wenecji nie jeździ się samochodami, a cały transport odbywa się kanałami. Na przykład znalazłem taki oto kanałowy ambulans :)

Wow, tylko 2 euro za mrożone owoce! W Wenecji!

W takim tłumie wystarczy do 5 minut, żeby spotkać kolejnych Polaków :)


Plac Św. Marka, Bazylika Św. Marka i Dzwonnica Św. Marka 😀


"Nie ruszaj ręką, to zaraz usiądzie" - czyli kolejni rodacy :)






Dziewczyna weszła w kadr, ale przynajmniej się uśmiechnęła 😀


Wenecja Wenecją, ale pora myśleć co dalej. Po powrocie z Piazza San Marco, jeszcze na ostatnim moście, od którego zacząłem, zaczepił mnie jeden z natrętnych handlarzy z Afryki. Do zaoferowania miał kijki do selfie... Szczerze powiedziawszy, zawsze o takim marzyłem. Pytam więc o cenę.
-Ten juro
Podziękowałem, odwróciłem się i poszedłem dalej. Ale handlarz był uparciuchem.
-Łejt, łejt. Okej, ejt juro.
Podziękowałem. Ale kolega był nieugięty.
-Siks juro.
Wytłumaczyłem, że duszę grosze, bo jeżdżę autostopem, a w odpowiedzi usłyszałem... fajf juro. Zacząłem się poważniej nad tym zastanawiać i próbowałem dalej targować słowami "ale ja mam mało pieniędzy, muszę oszczędzać". Kolega powiedział, że normalnie za 10 euro sprzedaje (tja...), a że spuścił do 5 euro to dobra okazja. W sumie przydałby się taki patyk do selfie na resztę samotnej podróży. 5 euro to w sumie mniej niż zaoszczędziłem na nieoddaniu plecaka do przechowalni.
-Okay, okay, green please.

Od razu zacząłem się tym bawić i dopiero potem myślałem co dalej. Z wyspy ciężko będzie się wydostać, więc chyba zostaje mi dojechać pociągiem na stały ląd. Poszedłem w stronę dworca, a po drodze spotkałem siedzące na podłodze (odkąd jeździ się stopem i śpi po stacjach benzynowych, podłoga jest wszędzie) dwie młode dziewczyny, na oko autostopowiczki. Przysiadłem się do nich, pogadaliśmy trochę oraz wymieniliśmy się doświadczeniami, ciastkami i facebookami. Dwie młode dziewczyny to Niemki, niecałe 20 lat. Przyjechały sobie stopem do Wenecji. Fajnie wiedzieć, że nie jestem sam :). Powiedziały mi, że przeczytały na hitchwiki, czyli autostopowej wikipedii, że dobre miejsce do łapania stopa jest na stacji benzynowej jeszcze na wyspie. Ooo, mają tu stację benzynową. Tam też postanowiłem się udać.

Nafazowanie patykiem!


W momencie, kiedy doszedłem do stacji, stację zamykali. Rozejrzałem się wkoło i ujrzałem komendę policji, a trochę za nią... parking podziemny! Do tego parkingu zjeżdżają wszyscy turyści, którzy przyjechali autem do Wenecji i właśnie poszli ją zwiedzać. Najpierw trochę nieśmiało, potem już spokojniej, zacząłem łapać stopa przy wyjeździe z podziemnego parkingu, od razu za bramką do rozliczania, więc kierowcy mogli się na mnie napatrzeć. Łapanie w parkingu podziemnym uważałem początkowo za głupi pomysł, ale kiedy po godzinie złapałem stopa, zmieniłem zdanie i uważałem, że to doskonały pomysł. W tym czasie mijało mnie sporo Polaków, do których przez otwarte okno mówiłem "dzień dobry", albo "cześć". Mijało mnie też sporo Francuzów, do których to właśnie zmierzałem. Trzymałem na przemian kartkę z napisem "France" i "Monaco". Koniec końców, po godzinie złapałem bez kartki, ale krzycząc przez okno "Werona?" (byleby się wydostać, byleby w tamtą stronę). Złapałem Włocha, z którym ciężko szło... co ja piszę, w ogóle nie szło po angielsku się dogadać, ale zrozumiałem, że pan jedzie do Padwy i że to mniej niż połowa drogi do Werony. Włochy są spoko, bo mimo nieznajomości angielskiego, ludzie próbują coś powiedzieć i się dogadać. A kto próbuje, ten już wiele osiąga :).

Jeszcze od pana Sergio dowiedziałem się, że Autogrill to takie coś na zajeździe przy autostradzie i tam mi będzie najlepiej łapać stopa. Tak więc dogadaliśmy się z kierowcą, że wysiądę na Autogrillu przed Padwą. Gdy wysiadłem na Autogrillu (tak naprawdę to nie wiem czym jest dokładnie ten cały Autogrill, ale kierowca wysadził mnie właśnie na takim dużym zajeździe przed Padwą) udałem się w kierunku piętrowego budynku ze sklepem. A przy ścianie budynku, na podłodze... kolejne ziomki! Tym razem autostopowicze z Portugalii! :)

"Kupiłem sobie patyk do selfie, muszę go przetestować" :D

Portugalczycy to studenci wracający po roku z Erasmusa ze Słowenii. Kolega to nawet z Madery przywędrował do tej Słowenii! Postanowili sobie wrócić stopem i po drodze trochę pozwiedzać. Kierowali się tam skąd wracałem, czyli do Wenecji. A potem tam, dokąd zmierzałem, czyli Monako, Nicea, Marsylia i Barcelona! Bardzo nam się trasa pokrywa! :) Wymieniliśmy się kontaktami, z nadzieją na spotkanie jeszcze na trasie i poszliśmy szukać transportu. Od razu zobaczyłem sporo polskich ciężarówek na postoju. Podchodzę do pierwszej lepszej i pytam kierowcy, czy jedzie w stronę Francji. Niee, do Bolonii. Hmm... Czemu by nie? :D Powiedziałem, że pójdę jeszcze popytać i jak coś to wrócę. Ale nic lepszego nie znalazłem. Wróciłem więc i zapytałem, czy mogę się zabrać do Bolonii. Oczywiście, że mogę! Tylko trochę miejsca mi kierowca zrobi i mam wrócić za 5 minut :). Poszedłem więc pożegnać się z Portugalczykami i dać im goodluck'a. Wróciłem do ciężarówki, załadowałem się, zapiąłem pasy i w drogę!

Kierowca z Krakowa wiózł właśnie coś do Modeny, a więc jeszcze dalej, na zachód od Bolonii. Zdecydowaliśmy, że pojadę z nim, a na miejscu będziemy myśleć, jak mnie ukierunkować w stronę Francji, np. kierowca nada mnie na CB radio. Planowo mieliśmy tam być ok. 21-ej.

Przegadaliśmy całą drogę. Wiele godzin jazdy, a my cały czas rozmawialiśmy. Niesamowicie fajnie jest spotkać Polaka i porozmawiać po polsku na obczyźnie. Szczególnie fajnie jest spotkać fajnego Polaka :). Kierowca mieszkał przez jakieś 16 lat w Rzymie, więc jego włoski jest perfekcyjny. Przy rozładunku Włoszki nawet mu "zarzucali", że to nieprawda, że on jest Polakiem, że on musi być Włochem! :) 

Coffee time :)

Dowiedziałem się kilku ciekawych faktów i opinii o Włoszech i Włochach. Na przykład: Włosi to makarony, jeśli po "g" w języku włoskim jest "h" to nie czyta się tego jako "dż", tylko normalne "g", a więc lamborghini czyta się "lamborgini", a nie "lambordżini" (!!!), Włochy to chyba kraj z największą liczbą rodzajów policji (policja państwowa, policja więzienna, policja leśna, policja finansowa, karabinierzy...). Włosi nie znają, albo nie uznają czegoś takiego jak przepisy drogowe, co da się zauważyć. Są mistrzami parkowania, zmieszczą się wszędzie. Awantury drogowe są na porządku dziennym, a drobne stłuczki z reguły załatwiane są bez wzywania policji. A, i podobno kiedy zaśniesz we włoskim mieście na ławce, to policjant co najwyżej podejdzie i zaproponuje inną ławkę, bo na tej może być niebezpiecznie 😀. To, że Włosi lubią gestykulować wie każdy. Stąd taka śmieszna anegdota, że jakby Włochowi związać ręce, to siedziałby cicho . Ogólnie z minuty na minutę, ze zdania na zdanie zakochiwałem się we Włoszech coraz bardziej. I coraz bardziej chciałem tu wrócić jak najszybciej, na dłużej i podróżować po nich więcej.

Kierowca zaopiekował się mną jak synem. Dał mi tyle konserw i zupek w paczce ile tylko weszło do mojego plecaka. Zrobił zakupy na kolację, którą zjedliśmy już na miejscu, w Modenie. Na ten rozładunek musieliśmy czekać do rana, więc ja spałem w "kurniku", a kierowca na siedzeniach. Plan był taki, że jutro kierowca podwiezie mnie do Mediolanu, gdzie - jak się okazało - jego znajomy bierze załadunek i wiezie do Anglii przez Francję. A do Francji jedzie przez Alpy. Więc ja zabiorę się z nim, z panem Krystianem. Wspominałem, że autostop jest nieprzewidywalny? I że przez to jest właśnie niesamowity?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz