piątek, 6 lutego 2015

Tylko aż jeden autostop - szybka droga do Lipska.

Jakoś po 9 rano wujek wysadził mnie na Orlenie na Bielanach przy autostradzie w stronę Drezna. Tam mam się udać na początek, pozwiedzać trochę i po 16 spotkać się z koleżanką z Lipska, która wyjedzie po mnie do Drezna ze szwagrem. Już dostałem informacje o wyglądzie auta i numerze rejestracji.
Wysiadłem więc na stacji benzynowej, pożegnałem się z wujkiem i zanim jeszcze zdążyłem wyjąć kartkę i napisać na niej "Dresden" zobaczyłem zbliżającego się chyba kolejnego stopowicza. Najpierw niepewnie na mnie popatrzył, po czym podszedł i zaczął coś pytać, czy ja też podróżuję. Odpowiedziałem mu, że tak, po czym dowiedziałem się że kolega jest z Ukrainy. Konkretnie z Odessy. A nazywa się Vladislav i ma jakieś 20 lat. Pogadaliśmy sobie chwilę (mieszanka polskiego, ukraińskiego, rosyjskiego, angielskiego i nie wiadomo po kiego grzyba - mojego słowackiego). Zanim wzięliśmy się do roboty, wymieniliśmy się jeszcze fejsbukami, skajpami i mejlami, wpisałem się do jego dziennika z podróży. Vladislav podróżuje często stopem po Rosji, Ukrainie, Białorusi... Oczywiście chciałem zapytać o to, co teraz między Ukrainą, a Rosją się dzieje, czy faktycznie jest aż tak źle, ale pomyślałem, że to wcale nie jest potrzebne. Vladislav jedzie do Berlina, nie znając w ogóle niemieckiego (poza "tak", "nie", "dziękuję" i "dzień dobry", tak btw. uważam, że "stacja benzynowa" bardziej mogła by mu się przydać). Dałem więc mu szybką lekcję kilku przydatnych słówek.
   Parę minut później doszedł do nas kolejny kolega. Tym razem student z Rumunii - Tomaş. Z torbą pełną jedzenia z Krakowa. Z nim już tylko po angielsku. Ten też kierował się do Berlina. Zrobiliśmy sobie parę fotek, jak "łapiemy" stopa (moje marzenie się spełniło). Ogólnie sobie uświadomiłem, że właśnie o takich przygodach marzyłem gdy myślałem o autostopie.





Po lewej Tomas - student z Rumunii, po prawej Vladislav z Ukrainy, z Odessy :)






   Tomaş złapał pierwszy, a ja z Vladislavem staliśmy sobie jeszcze z godzinę, może więcej. Zimno było, ale dobrze że nie byłem sam, bo pewnie schowałbym się w środku... Dostałem od Ukraińca parę obważanków, w które wyposażył się na Białorusi. Tak w ogóle - megapozytywny człowiek :). Podjeżdżało sporo Ukraińców, więc Vladislav sobie pogadał, ja w sumie trochę też. Niemców też dużo było, ale udawali, że nas nie widzą. W końcu, gdy przejeżdżało koło nas audi na niemieckich numerach zaczęliśmy składać ręce na znak "proszę, zimno tu tak stać, niech Pan się zlituje". Zatrzymał się. Więc ja szybko wyskoczyłem z wyuczoną formułką: "Fahren Sie nach Dresden oder Berlin?" ("Jedzie Pan do Drezna lub Berlina?"). Usłyszałem, że tak, jedzie Pan do Drezna. Pożegnałem się więc z Vladislavem, pożyczyłem mu powodzenia i szczęśliwy (trochę smutny z powodu marznącego Ukraińca) wsiadłem do auta.

   No i kolejna niespodzianka. Kierowca jest Polakiem! :D Na początku wydawał się trochę ponurym typem, ale jak się rozgadaliśmy na wszelkie tematy, to przestać nie mogliśmy - kultura, jedzenie, geografia, trochę historii Niemiec, polityka - ogólnie wszystko, czyli to czym się interesuję :)). Około 45-letni mężczyzna mieszka w Niemczech od jakichś 20 lat, nawet wyrobił sobie charakterystyczne "r". Opowiadał mi trochę o tym podziale Niemiec na biedny wschód i bogaty zachód, o tym co można i gdzie zobaczyć, że jedzenie drogie i nie ma tylu tradycji co u nas. Ogólnie ciekawie było. Ale to nie koniec fajnych niespodzianek. Kierowca jechał aż do Stuttgartu, a więc i przez Leipzig. Napisałem więc do znajomych i dogadaliśmy się, że to doskonale i spotkamy się jednak w Lipsku. Przed granicą zjechaliśmy na stacje benzynową, gdzie zadzwoniłem do rodziny. Kolejna niespodzianka. Kierowca wrócił do auta i z ukrytym uśmiechem powiedział do mnie: "Wysiadaj, zapraszam Cię na obiad"... :) Przez chwilę odmawiałem, ale w końcu się zgodziłem, bo w aucie też głupio było zostać samemu. Coś niesamowitego - historie o tym zapraszaniu na obiad przez kierowców czytałem tylko na blogach i w książkach podróżniczych, a tu proszę! Zawsze chciałem żeby i mi się coś takiego przydarzyło, iii bam! To na prawdę miłe i niesamowite... aż nie wierzę... :) zjedliśmy więc sobie sznycle z frytkami i surówką, do tego herbatka. Porozmawialiśmy sobie, pooglądaliśmy telewizję, i najedzeni i szczęśliwi wróciliśmy do auta.

   W końcu przekroczyliśmy granicę. Zawsze chciałem przejechać się niemiecką autostradą. Ale teraz oficjalnie stwierdzam - nie jest to żaden kosmos. Deutschland. Jestem! Teraz kierunek: Dresden i dalej Leipzig. Przejeżdżaliśmy przez chyba najdłuższy tunel w Niemczech (jakieś 3 kilometry), który został wybudowany tylko dlatego, że mieszkają tu jakieś zagrożone wyginięciem gatunki ptaków. Mogli zrobić normalną drogę, bo to tylko lekki pagórek, ale woleli wydać kupę kasy, żeby te ptaszki ocalić. W sumie mieli jakieś serce, więc dobrze :). Przed Lipskiem musieliśmy się dogadać że znajomymi gdzie się spotkamy, bo kierowca nie jechał przez centrum. Ale problem był w tym, że dla mnie taka rozmowa byłaby trudnością. Na szczęście obok mnie siedział pół Niemiec pół Polak, który sam zaoferował pomoc :). Więc jakoś się dogadali przez telefon, a w końcu dojechaliśmy do Leipzig, gdzie wysiadłem przy McDonald's niedaleko Leipzige Messe (słynne targi lipskie). Podarowałem kierowcy pocztówkę z Białegostoku, gdzie napisałem tradycyjnie podziękowania. Tylko jeden autostop. Ale jak dotąd najlepszy. W sumie już trzydziesty w moim życiu. I to był ten - aż jeden autostop :).

   Dostałem smsa, że mam się nie ruszać... no okej... :) W ciągu półgodziny czekania zrobiłem sobie kilka selfies (też już tradycyjnie) z napisami w języku niemieckim na McDonaldzie. Czekałem na zewnątrz, a gdy że środka zaczęli wychodzić rozmawiający ludzie, uświadomiłem sobie gdzie jestem... Na prawdę tu jestem...




   W końcu zobaczyłem znajomych. Gorąco się powitaliśmy po AŻ 3 miesiącach niewidzenia się... :) Pojeździliśmy trochę po mieście, potem z Nico do domu, odłożyłem mój zawsze-niewiadomo-jak-i-czym-przeładowany-wielki-i-ciężki-plecak-podróżny, i udaliśmy się znowu do centrum. Tak jakoś zleciał pierwszy dzień w Niemczech.